Maksymilian Śleziak • Porady

„Sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem” 1 – Adam Mickiewicz zdziwiłby się z pewnością, że trafił z komentarzem w samo sedno tego, o czym chcemy dziś napisać, czyli o niezależności własnego biznesu od innych ludzi, o niedopuszczeniu do sytuacji, w której za przyczyną zewnętrznych czynników trzeba zamknąć dobrze prosperujący i cieszący się uznaniem wśród klientów biznes. A takie ryzyko podejmuje, najczęściej nieświadomie, każdy właściciel firmy opierający jej działanie na innym biznesie, takim chociażby jak Facebook, eBay czy Google. Zjawisko to w języku polskim nazywane jest połownictwem w sieci (ang. digital sharecropping) i oznacza budowanie własnej marki na „obcej ziemi”.

Wirtualne połownictwo – co to takiego?

Pojęcie cyfrowego połownictwa (digital sharecropping) zostało stworzone przez Nicholasa Carra – jednego z najbardziej znanych amerykańskich publicystów i badaczy sieci, na potrzeby opisania innego osobliwego zjawiska, jakim jest Web 2.0. Stwierdził on bowiem, że jedną z najbardziej charakterystycznych cech Web 2.0., odnoszącą się do sfery gospodarczej, jest rozpowszechnianie swojej treści do niezliczonej ilości odbiorców przy jednoczesnym gromadzeniu korzyści pieniężnych w ręku jedynie kilku zainteresowanych.

Chodzi zatem o to, że każdy z użytkowników może tworzyć content znajdujący się np. na Facebooku, ale tak naprawdę faktycznym właścicielem tego contentu jest już serwis Facebook. Im więcej treści upowszechniamy całkowicie za darmo, tym social media staje się bardziej atrakcyjne. Użytkownicy wykonują pracę, ktoś inny zbiera zyski.

Połownictwo to zjawisko powstałe na gruncie dawnych form dzierżawy ziemi i gospodarstw. Było charakterystyczną cechą dla ustroju feudalnego. Polegało na tym, że dzierżawca ziemi, tzw. połownik, oddawał połowę zbiorów, jako formę czynszu, właścicielowi gruntów. Właściciel miał w takim przypadku pełną kontrolę – nad gospodarstwem i nad dzierżawiącymi jego ziemię rolnikami. Mógł w każdej chwili ich wyrzucić ze swojej ziemi lub podnieść opłaty, pozostawiając dzierżawców bez środków do życia.

Tak było kiedyś, a czy dzisiejsze połownictwo, połownictwo w sieci, jest równie niebezpieczne? Wydaje się, że tak. Z kilku względów.

Kapryśny i zmienny właściciel

Pozostańmy przy wspomnianym Facebooku. Co, jeśli jako właściciel biznesu internetowego postanowisz przenieść cały swój content, swoje marketingowe dobro do serwisu Facebook? To kusząca propozycja – darmowa rejestracja, możliwość tworzenia wizerunku marki jako nowatorskiej. Ale co, jeśli w pewnym momencie Facebook uzna, że zrobiłeś coś, co godzi w ogólne warunki umowy korzystania z serwisu i tak po prostu usunie Twoje konto? Albo zmieni sposób, w jaki do tej pory mogłeś się porozumiewać ze swoimi klientami?

Facebook to niezwykle szybko rozwijające się i zmieniające medium społecznościowe, ale nie jest ono jedyne. Jeśli opierasz wszystkie swoje działania wyłącznie na Facebooku czy Google w procesie poszukiwania nowych klientów, jesteś tak naprawdę połownikiem. Przyjmujesz pełną wiary, a może naiwności, postawę, że właściciel będzie cały czas Cię lubił i wspierał Twój biznes. Ale prawda jest jedna i brutalna – właściciel wcale nie wie, kim jesteś i mało go to interesuje.

Właściciel odejdzie albo się zestarzeje

Kolejnym problemem jest to, że Facebook może już za rok nie istnieć. Mało prawdopodobne, ale jednak. Albo inaczej – serwis będzie istnieć, ale nie zapewni naszej stronie internetowej takiego ruchu, jak dawniej. Obca ziemia z biegiem czasu może okazać się coraz mniej żyzna, a wraz z nią i nasz biznes zaznaczy stopniowy i powolny spadek.

Czy Facebook lub Google to zły wybór w biznesie?

Na tak postawione pytanie odpowiemy oczywiście, że nie. Facebook, Google, LinkedIn, Twitter, Pinterest i inne media społecznościowe to doskonałe narzędzia urozmaicające marketingową strategię. Ale najlepiej poświęcić cały swój czas i całą swoją twórczą energię do zbudowania własnego zaplecza dla internetowego biznesu, które w całości będzie kontrolowane tylko przez nas. O jakim zapleczu mowa?

  • dobrze zaprojektowanej, hostowanej stronie internetowej
  • e-mailowej bazie klientów, najlepiej z funkcją autorespondera
  • stworzeniu wizerunku marki jako tej, która dostarcza wysokiej jakości content

Rozwinięcie tych trzech punktów jest porównywalne ze zbudowaniem własnego lokalu pod swój biznes zamiast na wynajmowaniu obiektu. Oczywiście, każde nasze działanie w tym zakresie może paść ofiarą niezależnych od nas czynników zewnętrznych – strona internetowa może zostać zhakowana, skrzynka mailowa zamknięta, a nasza marka oczerniona. Ale naprawa tego, co było pod Twoją kontrolą, jest już w Twoim zasięgu. Lista mailingowa może zostać wyeksportowana zapobiegawczo w inne miejsce, a Ty sam możesz skutecznie odpowiedzieć na wszelkie zarzuty pod kątem prowadzonego przez Ciebie biznesu.

Wkładasz wiele czasu i wysiłku w rozwój biznesu i marki, nie uzależniaj ich istnienia od kogoś innego, nie bądź połownikiem, czasy feudalizmu dawno minęły.

Jako niezależni i samodzielni twórcy miniCRM-u doskonale znamy wartość polegania głównie na sobie w codziennej pracy. Niezależność to również umiejętność panowania nad kontaktami w firmie, pamiętania o spotkaniach i załatwiania wszystkich zadań do końca, bez ulegania czynnikom zewnętrznym. Tego wszystkiego można się nauczyć, wykorzystując na co dzień aplikację miniCRM. Wypróbuj jej darmową wersję i zostań prawdziwym właścicielem swojego biznesu.

1 A. Mickiewicz, Oda do młodości

Maksymilian Śleziak
W branży internetowej od 10 lat. W miniCRM odpowiedzialny za rozwój aplikacji i działania promocyjne. Prywatnie interesuje się kolarstwem górskim i sprzętem Apple.

Dlaczego warto przetestować miniCRM?

600+

Firm codziennie
loguje się do miniCRM

95%

Klientów poleca
nas swoim znajomym